..
Kaukaz, Śladami Heraklesa 2008

17 | 15314
 
 
2008-08-08
Odsłon: 641
 

8. sierpnia, piszę z Tbilisi

Pozdrawiamy z goracego Tbilisi! Jesli dzialania wojenne rozwina sie tak, jak zapowiadaja to serwisy informacyjne, byc moze bedziemy jedna z ostatnich ekip, ktora weszla na Kazbek na dlugi czas. Podobnie rzecz ma sie z Lajla, gdyz z tego co nam wiadomo Swanecja jest juz zamknieta dla przyjezdnych. My zas siedzimy w gruzinskiej stolicy, saczymy piwo, zagryzamy chaczapuri i zastanawiamy sie jak zabic czas pozostaly do odlotu. Zastanawiamy sie tez jak nie zastanawiac sie nad tym co bedzie, jesli samolot nie przyleci. Pozwolcie wiec, ze opowiem Wam conieco o gorach.

 

Opowiesc zacznie sie w Kazbegi, czwartego sierpnia. Latwo zauwazyc, ze od konca naszej przygody z Lajla do poczatku podejscia na Kazbek minelo sporo czasu. Wypelnila go dziwaczna wycieczka po Swanecji „W poszukiwaniu zaginionego swieta“. Poniewaz jednak z drapaniem sie na wysokosci nie miala ona wiele wspolnego (nie liczac niezbyt udanej przygody z boulderingiem), pozwolcie ze w pierwszej kolejnosci opowiem Wam o swiecie pieknym i prostym – o gorach. Trudno je wyrazic slowem. Zna to z autopsji pewnie kazdy lojant, ktoremu ciezko pogodzic potok wulgaryzmow wyrzucanych z siebie na wysokosci z majestatem gor odczuwanym gdzies tam w srodku. Ja nie okazalem sie inny. „Ssij pale dziwko z Castoramy!“ – dopingowalem czolowke do wykrzesania ostatnich miliamperogodzin z baterii, kiedy gwiazdziste niebo gorowalo nad Kazbekiem. Tym samym Kazbekiem, ktory po kondycyjnej zaprawie na Lajli mial sie okazac formalnoscia. – Czuje sie jak w Sheratonie – usmiechnal sie Maciek pierwszego dnia podejscia, kiedy maszerowalismy ewidentna droga pod dobrze oznaczona przelecz. Rozsiedlismy sie na niej jak starzy alpinisci, zachwyceni rozwijanym na podejsciu tempem. Daleko w dole zostal kosciol Cminda Sameba, a przed nami widnialo juz surowe oblicze lodowca Ortsveri. Pelni zapalu przekroczylismy wyplywajaca z niego rzeke i wgryzlismy sie w lod, pewni, ze doprowadzi on nas blyskawicznie do bazy meteorologicznej przerobionej na schronisko. Tu akcja zwalnia dla lepszego efektu.

 

Lodowe cielsko przekroczylismy w poprzek. Z ulga rzucilismy wory na na czerwone kamienie moreny, wiedzac ze to tylko odroczenie wyroku. Predzej, czy pozniej trzeba je bedzie poniesc w gore. Albo w dol? Fatalna mapa zakupiona w Kazbegi nie pomogla nam w zaden sposob w ustaleniu pozycji bazy. Blakalismy sie po skalnym rumowisku dwojkami, przekazujac sobie wiadomosci wsrod trzasku krotkofalowek. – Widzimy cos, ale wysoko! – z trudem przebijal sie do mnie glos Damiana. – Nie ma wokol ludzi, wyglada na schron. – Znalezlismy z Mackiem jakas droge! – przekazywalem w druga strone. – Lezy duzo syfu, puszki, widelce, papiery. Pewnie to jest to. Napieramy! I napieralismy. Juz po zmroku, w swietle latarek. Jasne kregi slizgaly sie po ruchomych kamieniach moreny. Kazdy krok, to pol kroku obsuniecia. Oby tylko z gory nie zsunelo sie cos naprawde duzego. Oby tylko na grzbiet. Na grzbiet, gdzie w ostatnich promieniach slonca widzielismy zayrys budynku. Na gorze znalezlismy jednak tylko wiatr. Gdzies w dole przed nami zamajaczylo przez chwile swiatlo. Gdzies z prawej, gdzie grzbiet szedl do gory, nasze oczy pochwycily kanciasty zarys. 50 procent szans. I sto procent nocy.

 

- I jak, internet normalnie chodzi? – zagadnal mnie wlasnie wlasciciel kafejki w Tbilisi. – Normalnie, tylko nie za szybko – odpowiedzialem. – I co sie dziwisz? Teraz przeciez wojna. Dobrze ze prad jest!

 

Jesli bedzie tez jutro, dokonczymy dla Was nasza opowiesc. Moze ja, moze Piotrek, a moze kto inny. Mamy jeszcze sporo czasu do odlotu. Tymczasem – do napisania!

Tomek

 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd